Tysiąc powód, by uwierzyć w miłość

 



Maddox przyjechał do Willow Creek, by wspierać najlepszego kumpla w trudnych chwilach, jednak został w miasteczku, bo odnalazł tu coś, czego zawsze szukał – prawdziwy dom i nowych przyjaciół, którzy stali się jego przybraną rodziną.

Elsie przeprowadziła się do Willow Creek z nadzieją na zbudowanie bezpiecznej przyszłości dla siebie i swoich dwóch córeczek. Mieszkańcy spokojnego miasteczka przyjmują je z otwartymi ramionami i otaczają nieoczekiwanym wsparciem, na jakie dotąd nie mogły liczyć.

Dla Elsie i Maddoxa Willow Creek oznacza szansę na otwarcie nowego rozdziału w ich życiu oraz nadzieję na uporanie się z bolesną przeszłością. Czy ta dwójka odważy się uwierzyć w miłość?


ROZDZIAŁ 1: Maddox

Od mojego przyjazdu do Willow Creek niewiele się zmieniło, przynajmniej dla mnie. Pracowałem na farmie Jonesów, u rodziny mojego najlepszego przyjaciela, Connora, a on sam z dnia na dzień przejmował coraz więcej obowiązków swojego ojczyma, Jacka. Po pracy czasami wyskakiwałem na piwo z Connorem i jego bratem, Milesem, czasami spotykałem się z Erikiem. Jednak on miał sporo spraw, pomiędzy własną firmą budowlaną a samotnym wychowywaniem pięcioletniej córki, więc nie zawracałem mu głowy zbyt często.
Życie w Willow Creek sporo mi dało – wewnętrzny spokój, dom, kiedy tego najbardziej potrzebowałem, i ludzi, którzy przyjęli mnie do swojego życia. Jednak czasami tęskniłem za wojskiem, za wyrzutem adrenaliny, za tym, że się nie nudziłem. Bo teraz… niewiele się u mnie zmieniało. Za to przez ten czas sporo zmieniło się u Connora. Nie tylko zdobył dziewczynę, którą kochał, od kiedy był głupim dzieciakiem, ale także pomógł jej zmierzyć się z traumą po stracie męża, Archera, tak się składa, przybranego brata Connora. Wszyscy w miasteczku ciężko przeżyli jego śmierć, bo był nie tylko dobrym człowiekiem, lecz także ulubieńcem społeczności. Dwa miesiące temu Connor wreszcie oświadczył się Sam i planowali ślub na koniec lata. Miles chciał wyprawić im duże przyjęcie, ale oni postanowili, że chcą jedynie skromną uroczystość wśród najbliższych i niewielkie przyjęcie później. Skoro o Milesie mowa, za dwa tygodnie jego córka będzie świętowała pierwsze urodziny. Emily Sophia okazała się najbardziej uroczym dzieckiem, jakie kiedykolwiek poznałem, nie żebym miał duże doświadczenie z dziećmi. Lecz ile razy ją widziałem, była albo spokojna jak aniołek, albo roześmiana i radosna. Okręciła wokół paluszka zarówno ojca, jak i dziadka i wujków… Tak, Olivia i Miles nazywali mnie wujkiem małej Emily, a ja nawet teraz nie wiedziałem, jak się z tym czuję. Gdzieś pomiędzy ekscytacją, radością i przerażeniem, że takie maleństwo będzie na mnie polegało, już na zawsze będzie moją rodziną… A ja nie miałem zupełnie doświadczenia w tej kwestii.
Spora zmiana zaszła też w życiu Marcy, matki Connora. Parę miesięcy po narodzinach Emily, gdy miasteczko obiegła informacja o zamknięciu jedynego baru w Willow Creek, wraz z przyjaciółkami podjęła decyzję o otworzeniu restauracji. Oczywiście Miles i Jack próbowali przekonać Marcy, żeby jeszcze przemyślała swoje postanowienie, w końcu miała teraz czas na relaks i cieszenie się wnuczką, nie musiała zakładać biznesu i pracować. Connor od razu wiedział, że próba przekonania mamy do zmiany zdania nie miała sensu, wspierał ją od początku, a ja razem z nim, choć nikt mnie o opinię nie pytał. Ostatecznie Miles i Jack też zrozumieli, że to jest coś, co Marcy chciała zrobić i nie pozostało im nic innego, jak ulec. Tym sposobem Marcy, Marjorie i Ruth stały się właścicielkami Willow Creek Diner. Miles kupił lokal, w którym wcześniej mieściła się pralnia, i wynajął Erica, by zajął się remontem i niezbędnymi modyfikacjami budynku. Miło było patrzeć na radość Marcy, więc zaproponowałem Ericowi pomoc przy tym projekcie i każdego dnia po pracy na farmie, pojawiałem się w restauracji. Dzięki temu ze zwykłego kumplostwa moja relacja z Erikiem przeobraziła się w przyjaźń.
– Cześć, chłopcy! – dobiegł mnie głos Marcy. – Harujecie, może zrobicie sobie małą przerwę na coś do jedzenia? Przyniosłam kanapki z indykiem i muffinki od Olivii na deser.
– Rozpieszczasz nas, Marcy – powiedziałem, a Eric jedynie uśmiechnął się pod nosem.
Zbliżaliśmy się do końca prac nad restauracją, pojutrze miały przyjechać meble i sprzęty, a na tydzień później zaplanowano wielkie otwarcie.
– Przywitaj się ze mną porządnie, a nie zarzucaj mi rozpieszczania was – zestrofowała mnie Marcy.
– Dzień dobry ponownie, Marcy – powiedziałem z uśmiechem i pocałowałem ją w policzek.
Przez ten czas, od mojego przyjazdu do Willow Creek, Marcy przyjęła mnie nie tylko do swojego domu, gdy potrzebowałem miejsca, ale także do rodziny. Connor zażartował raz, że od dawna marzyła o dużej familii, więc zaadoptowała dorosłego faceta, dzięki czemu przynajmniej nie musiała znosić nastoletnich fochów. Marcy zaczerwieniła się wtedy i rzuciła w niego kuchenną ściereczką, lecz nie zaprzeczyła. A ja nagle z samotnika niemającego w życiu nikogo poza babcią, która mnie nie pamiętała, zyskałem bliskich.
– Maddox ma rację – odezwał się Eric. – Rozpieścisz mi ekipę i później przy każdym zleceniu będą oczekiwali takiego traktowania.
– Nie wszędzie dostaną takie słodkości – zaśmiałem się. – Olivia zdecydowanie nudzi się na macierzyńskim, zaraz Bobby zagoni ją do roboty, bo to jej darmowa konkurencja.
Wiedziałem, że Bobby, właścicielka Sweet Tooth, cukierni, w której pracowała Olivia, nigdy nie ściągnęłaby jej do pracy, kiedy Livie chciała spędzać czas z Emily i Milesem. Jednak widać było, że Olivii brakowało pieczenia i dekorowania słodkości, bo codziennie albo ona, albo Miles podrzucali na farmę wypieki dla pracowników. Więc nie wpadaliśmy już do Sweet Tooth po ciasta i ciasteczka, bo kto przejadłby takie ilości słodyczy?
– Tak jakby Bobby narzekała. Odkąd Livie zyskała więcej wolnego, wymyśliła kilka nowych przepisów i od razu podzieliła się z nią nimi. Poza tym, bez Olivii, Bobby nie ma rąk do pracy w Sweet Tooth, oprócz przychodzącej w weekendy Lilly.
Lilly mogłaby zatrudnić się na pełny etat, ale uczyła się w szkole gastronomicznej, dlatego do cukierni przychodziła w soboty i niedziele, kiedy przyjeżdżała do domu. Aż dziwiło mnie, że Bobby nie zatrudniła nikogo na miejsce Olivii, bo nie sądziłem, że prędko wróci do pracy i zostawi córkę pod opieką kogoś innego. Milesowi ledwie udawało się wyciągnąć ją raz w tygodniu na randkę, a wtedy Samantha i Connor albo Marcy i Jack zajmowali się małą.
– Wszystko idzie zgodnie z planem? – zapytała Marcy. – Marjorie i Ruth nie mogą doczekać się efektów.
Zaśmiałem się, bo jej przyjaciółki zostały oficjalnie wyrzucone z terenu remontu po tym, jak nie potrafiły dogadać się między sobą odnośnie kolorów i wielkości ścianki oddzielającej kuchnię od sali restauracyjnej, podając sprzeczne informacje Ericowi i architektowi. W efekcie Marcy i Eric wyprosili dwie starsze panie, zapewniając je, że będzie pięknie i obejrzą sobie restaurację, gdy prace zostaną zakończone.
– Nie śmiej się. – Marcy pacnęła mnie w ramię. – Uwielbiam te dwie, ale czasami mówią, zanim zdążą pomyśleć.
– To twoje wspólniczki, Marcy, nie moje – odpowiedziałem, podnosząc dłonie w obronnym geście.
Dokończyłem kanapkę i nawet nie spojrzałem na muffinki, bo słodycze mi się przejadły. Wróciłem do malowania ściany, na której wkrótce miały zawisnąć zdjęcia przedstawiające Marcy i jej przyjaciółki, miasteczko oraz bliskich tych trzech pań. Marcy wynajęła fotografa i zmusiła Erica, jego córkę i mnie oraz całą ekipę do zapozowania, bo chciała, by i nasze wizerunki zdobiły Willow Creek Diner. Na środku, na miejscu honorowym, zamierzała powiesić większe zdjęcie, które dopiero powstanie – w dniu otwarcia restauracji.
Niedługo po tym Marcy nas opuściła, choć wiedziałem, że najchętniej przesiadywałaby tu całe dnie i wszystkiego doglądała. Ale nie robiła tego, bo miała świadomość, że tylko opóźniłoby to prace, a zależało jej na szybkim otwarciu. W końcu to właśnie tutaj planowali urządzić przyjęcie z okazji pierwszych urodziny Emily.
– Wystarczy na dziś – zarządził Eric. – Nie zostało nam już dużo, powinniśmy wyrobić się przed czasem.
– Masz czas na piwo czy musisz wracać? – zapytałem go, gdy zamykaliśmy pojemniki z farbami i odkładaliśmy sprzęt do malowania.
– Muszę wrócić i zwolnić opiekunkę, ale jeśli nie masz nic przeciwko tysiącu pytań do Maddoxa, zapraszam na kolację. Piwo też się znajdzie.
Nie chciałem odbierać mu czasu, który spędzał z córką, więc odmówiłem, obiecując, że wpadnę w inny dzień i przyniosę coś dla Poppy, by zająć ją i odwrócić uwagę od chęci zadawania mi wielu pytań.
Udałem się więc do wynajmowanego domu. Wcześniej mieszkała w nim Olivia, zatem był w pełni urządzony i w dodatku przytulny. Dzięki temu wniosłem ubrania, kilka innych rzeczy i znalazłem się u siebie. Livie oddała nawet telewizor, dlatego rzeczywiście nie musiałem niczego dokupywać.
Wrzuciłem pizzę do piekarnika, a kiedy się grzała, wziąłem prysznic i przebrałem się w wygodne ciuchy. Rozsiadłem się na kanapie i już miałem włączyć telewizor, gdy rozdzwonił się telefon. Na ekranie zobaczyłem imię Connora, więc odebrałem od razu.
– Co robisz? – zapytał bez przywitania.
– Czekam, aż pizza będzie gotowa. A co tam? – odpowiedziałem, dziwiąc się, że do mnie zadzwonił, skoro widzieliśmy się kilka godzin temu na farmie.
– Może wpadłbyś do nas na kolację? Prawdziwą pizzę, nie mrożoną – zaproponował.
Od razu zrobiłem się podejrzliwy, bo gdyby chciał, zaproponowałby to wcześniej… Ten telefon mógł oznaczać, że albo Samantha go do tego zmusiła, albo coś się wydarzyło. Nie wiedziałem, która opcja była gorsza.
– Mów, o co chodzi – powiedziałem wprost. – Znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że coś się kryje za tym zaproszeniem.
– Samantha zaprosiła znajomą, Monę, na kolację. Od kilku dni suszyła mi głowę, żebym i ciebie zaprosił. Zupełnie o tym zapomniałem – mówił spokojnym głosem, pełnym skruchy, zatem podejrzewałem, że Sam przysłuchiwała się tej rozmowie.
Postanowiłem ukrócić męki przyjaciela, wstałem z kanapy i wyłączyłem piekarnik.
– Nie pogardzę domowym posiłkiem i dobrym towarzystwem – powiedziałem. – Będę za pół godziny.
– Do zobaczenia.
Nie minęła nawet minuta, kiedy dostałem wiadomość od Connora.
Dzięki, stary.
Parsknąłem śmiechem, ale szybko wystukałem odpowiedź.
Wisisz mi przysługę. Randka w ciemno? Serio, stary?
Jednak Connor był nie tylko moim przyjacielem, traktowałem go jak brata, którego nigdy nie miałem. Nie wystawiłbym go, choć nie podobała mi się perspektywa randki w ciemno. Bardzo szybko pojąłem, że randkowanie w małym miasteczku przynosi więcej szkody niż pożytku i zrezygnowałem z podrywania kobiet w tym mieście.
Zgodnie z umową pół godziny później wyciągnąłem wino trzymane w lodówce specjalnie na wizyty u tych dwojga, podjechałem pod dom Connora i Sam, i zastukałem do drzwi.
– Miło cię widzieć, Maddox. Wejdź – powiedziała Sam.
Podałem jej wino i cmoknąłem ją w policzek, a potem przywitałem się z Connorem i zostałem przedstawiony Monie. Gdy zaczęła mówić, zrozumiałem, że będzie to naprawdę długi wieczór… Kobieta desperacko próbowała się ustatkować i nawet tego nie ukrywała. Nie miałem pojęcia, dlaczego Samantha uznała, że próba umówienia nas będzie dobrym pomysłem.
Copyright © Ewelina Nawara , Blogger